My Sis first official run

My Sis has run her first official run, first 5km. You can find her ‘story’ about that race. Unfortunately it is just in Polish for now, I will try to translate it later. UPDATE – translation is there.

 

Bieg Konstytucji 3 Maja, czyli moje pierwsze 5 kilometrów

 

Adrenalina niosła mnie na ostatniej prostej i tylko na ostatniej prostej, choć liczyłam, że poniesie mnie przez cały bieg. Za to słońce nie odstępowało mnie na krok przez cały czas – prażyło, choć wszelkie prognozy zapowiadały deszcz, zimno i chmury. 🙂

Nie było lekko, ale dobiegłam, żyłam i byłam szczęśliwa. No i nie byłam ostatnia, czyli cel zrealizowałam.

To był mój pierwszy zorganizowany bieg, pierwsze zawody z chipami, pomiarem czasu, atestowaną trasą. Pierwszy bieg w towarzystwie innych biegaczy, co gorsza – doświadczonych biegaczy. Dotąd biegałam sobie sama po wyznaczonej wśród ulic trasie (bardzo nieatestowanej). No i było to moje pierwsze w życiu 5 kilometrów, bo mimo że wieczorne przebieżki stały się moim ulubionym zajęciem jakieś pół roku temu, to nigdy nie udało mi się przebiec bez odpoczynku 5 kilometrów. Był więc to mój absolutny debiut.

A wszystko przez mojego brata Alana (Mad IT Runner we własnej osobie), który kiedy już byłam dumna z tego, że jestem w stanie przebiec kilometr nie tracąc oddechu, zapytał mnie o cel, jaki chcę osiągnąć. Cel? No biegać sobie spokojnie coraz dłuższe dystanse, poprawiać kondycję, no i w ogóle. Nie był przekonany. Ale pomyślałam, że ja nie zwariuję na punkcie biegania tak, jak on. Nie chcę biegać maratonów, jeść energetycznych świństw, ton musli i pić mleka sojowego. Będę sobie biegać i tyle.

Ale jakoś ten cel mnie męczył. Biegam sama, wiec nie mogę się do nikogo porównać, nikt mnie też nie mobilizuje. Pierwszego bolesnego kopa dostałam, kiedy moje koleżanki, które zaczęły biegać później niż ja, ale realizowały plan treningowy skrupulatnie i ambitnie, były w stanie przebiec 30 minut bez przerwy, a ja ciągle tyle nie mogłam. Na dodatek miały lepsze tempo. Nie chciałam realizować planów, ale zauważyłam, że słabo się rozwijam w ten sposób. Wyglądało na to, że będę tak truchtać sapiąc przez następne miesiące. Bez celu nie dojdę do niczego.

Alan miał rację, ale równie ważne jest, aby wyznaczony cel był osiągalny. No i wtedy wymyśliłam sobie ten bieg uliczny. W końcu biegam już tyle miesięcy, 5 km powinnam przebiec – pomyślałam. Wtedy zaczęłam kontrolować długość mojej trasy, wydłużać ją zgodnie z zaleceniami, które znalazłam w poradnikach. Zwiększyłam intensywność treningu, nie zapominałam o rozciąganiu mięśni po bieganiu. Ale wpadłam na to zbyt późno. Do biegu były trzy tygodnie. To za mało, żeby z dwudziestominutowego truchtania wycisnąć 50 minut ciągłego biegu.

Zaryzykowałam. I już podczas pierwszych kilkuset metrów biegu zrozumiałam dlaczego wszelkie poradniki biegacza przestrzegały, żeby nie porywać się na 5-kilometrowe zawody, jeśli nie jest się w stanie biec bez przerwy 50 minut. Wszystko rozgrywa się bowiem na tych pierwszych kilkuset metrach, kiedy tłum startuje w szalonym tempie. Powtarzałam sobie przed biegiem, żeby nie dać się porwać, żeby biec swoim tempem, nie gonić innych, bo zabraknie mi sił. Ale to niemożliwe, bo przez pierwsze metry właściwie nie możesz złapać swojego rytmu. Starałam się biec wolno, ale i tak robiłam to szybciej niż zwykle i dlatego po pierwszym kilometrze byłam zmęczona. A zwykle pierwszego kilometra nawet nie czuję! To mnie wystraszyło. Pomyślałam, że nie dam rady. A przecież musiałam dać, na mecie czekał mąż, dzieci i mężowie trzech koleżanek, które też namówiłam do udziału w biegu :). Wszyscy z kamerami i aparatami. Zwolniłam, dobiegłam do punktu z wodą, złapałam kubek i biegłam oblewając się wodą, bo napić się z kubka biegnąć to wielka sztuka. I jakoś poszło.

Tabliczkę z wielką cyfrą „4” mijałam z jedną myślą: nie zatrzymać się, już tylko kilkaset metrów, coraz mniej, kawałeczek. Dam radę. Na ostatnią prostą wbiegałam jednak jak na skrzydłach, pędziłam niesiona dopingiem i wielkim napisem META, który rósł mi w oczach. Pewnie przebiegłabym jeszcze kilka takich ostatnich prostych.

Już kochałam ten bieg i wszystkich ludzi, którzy tam byli. Rzuciłabym się im wszystkim na szyję w poczuciu wspólnoty. Czułam, że pokonałam siebie, swoją słabość, z którą zmagałam się od dziecka. Bieganie było dla mnie zawsze męczarnią. Dystans 400 metrów w podstawówce był doświadczeniem tak traumatycznym, że pamiętam go do dziś.

 

Wiem już, że mogę przebiec 5 kilometrów. I jestem z siebie dumna. Po dwóch dniach od zawodów, zrobiłam swoją zwykłą wieczorną przebieżkę – czułam się lekko i swobodnie. Przebiegłam 5 km, mogę wszystko 🙂

Teraz mam cel, żeby następny uliczny bieg na 5 km przebiec spokojniej, ale szybciej. Za rok chcę pojechać na majowy bieg kobiet do Berlina. Są tam dwa dystanse – 5 i 10 km. Mam nadzieję, że będę w stanie wystartować na 10 km.

Taki mam cel.

Kinga

 

Translation…

 

The Constitution of May 3 run , my first 5 km

 

Adrenaline carried me on the final straight but only on the final straight, I was hoping that it will bear me through the whole course. But the sun does not derogate my side the whole time – blazed down, even though all the weather forecast predicted rain, cold and clouds . 🙂

It was’t easy, but I reached finish line, I lived and I was happy. And I wasn’t the last one, so target achieved.

It was my first organized run, the first competition with time chips, time measurement, an approved route. First run in the company of other runners, even worse – experienced runners. So far I was running on my own designated route of the streets of my neighborhood (very ‘unapproved’) . Well, it was my first 5 km in my life, despite that evening jogging became my favorite activity about six months ago, I never was able to run 5 km without resting. So that was my absolute debut.

And all because of my brother Alan (Mad IT Runner in person), when I was proud of the fact that I am able to run a kilometer without losing breath, he asked me about the my goal. Goal? Just run easy adding up little bit of distance, improve endurance, you know – just improve in general. He wasn’t convinced. But I thought that I won’t go crazy with running as he did. I do not want to run marathons, eat dirty energy food, tons of cereal and drink soy milk . I will be just running and that’s it.

But somehow this goal worried me. I run alone, so I can’t compare to anyone, no one motivates me. First I got a nasty kick when my friends, who began to run later than me, but scrupulously and ambitious implement the training plan, were able to run 30 minutes without a break, and I still couldn’t. In addition, they had a better pace. I didn’t want to implement any running plans, but I noticed that I not develop poorly running this way. It seemed that I would just jog panting for the next months. Without goal I won’t achieve anything.

Alan was right, but it is equally important that the goal was achievable. And then I made up for myself this road race. Ultimately I’m running for so many months, I should managed 5 km run – I thought. Then I began to control the length of my route, extend it according to the instructions, which I found in handbooks . Stepped up the intensity of my training, haven’t forgot about stretching muscles after running. But I had that idea a little bit too late. To run was in just three weeks. It’s not enough to squeeze out 50 minutes of continuous running from a twenty minutes jogging.

I took a chance. And already during the first few hundred meters of the run I understood why all the guides runner comply, not to be bold and compete in 5 kilometer run, if you are not able to run continuously for 50 minutes. Everything takes place in those first few hundred meters, when the crowd starts at the crazy pace. I told myself before the race, to do not get carried away, to run my own pace, not to chase the others, because I will run out of strengths. But this is impossible, because in the first meters you actually can’t get into your rhythm. I tried to run slowly, but I did it faster than usual, and therefore after the first kilometer I was tired. And usually I don’t feel the first kilometer! It scared me. I thought I won’t be able to do it. But I had to, at the finish line there was my husband, my kids, and husbands of three girlfriends who I also persuaded to participate in the race waiting :-). Everyone with cameras. I slowed down, ran to the water station, grabbed the cup and ran dousing with water, because the drink from the cup while running isn’t easy. And somehow I managed.

Sign with a big number ‘4’ I passed with one thing in my mind: do not stop, just a few hundred meters more, less now, just a bit. I can do it . On the final straight I thought I was flying not running, carried by cheer and a great sign FINISH, which grew in my eyes. Sure I would run couple more of such a ‘last straights’.

Already loved the course and all the people who were there. I would hug all of them with a sense of community. I felt that I have conquered myself, my weakness, which I have struggled since childhood. Running for me was always agony. Distance of 400 meters in elementary school was such a traumatic experience that I remember it to this day.

 

I already know that I can run five kilometers. I’m proud of myself. Two days after competition, I did my usual evening a run – I felt light and free . I ran 5 km, I can do everything 🙂

Next goal, to run next 5 km street running calmer, but faster. Next year I want to go to Berlin to run in May Women Run. There are two distances – 5 and 10 km. I hope I’ll be able to participate in 10 km one.

That’s my goal .

Kinga

10 Replies to “My Sis first official run”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.